piątek, 6 czerwca 2008

A na pocieszenie samotność...

Bo tak to już jest, że wiele w życiu trzeba przeżyć samotnie. Gdy się człowiek jednak od samotności odzwyczai to potem bywa trudno. Ja się odzwyczaiłam i teraz muszę zaciskać zęby. Frustracja podchodzi mi do gardła, okoliczności wyciskają łzy. I szukam dla siebie schronienia. Poddaje weryfikacji pojęcia, którym ufałam. Słowa stają się puste. Cóż z tego, że ktoś mówi kocham, gdy nie możesz tego poczuć, gdy układ limbiczny góruje, bo był pierwszy.
Myślę sobie, że jestem słaba, że mięknę w rękach losu. Lecz wcale nie mam pewności, że powinno być inaczej. Miłość. No piękne słowo. Miewa lepsze dni. Ale miewa się jej także dość, ma się ochotę pozbyć śmiecia przy pierwszej lepszej okazji. Utylizacja bywa trudna, ale na ogół się udaje. A potem sięgamy po nową przyjemność, która na jakiś czas wystarczy.
Jestem zła, smutna, rozgoryczona. I nawet nie wiem czyja to wina. Może to wada gatunkowa, a może kiepski ze mnie egzemplarz.
Wiesz Kochanie, nie potrafię być portem, do którego się wraca. Sama żegluje bo mętnych wodach i nie mogę zagwarantować, że odnajdziesz mnie tam, gdzie się rozstaliśmy.
Samotność to kiepskie pocieszenie, ale lepszy punkt wyjścia. I dziś wydaje mi się, że to jednak jej będę szukać. Miłość wystawia bowiem wysokie rachunki. Nie stać mnie na nią.
A samą miłością i tak żyć nie sposób. Jestem zakorzeniona w ludzkim ciele. Byłeś moim lądem, w którym zapuściłam korzenie, a teraz odległość je wyrywa. Oj! Boli. Boli jak jasna cholera. Ale... przecież nie umieram. (Nawet jeśli chwilowo czuję się martwa.)

poniedziałek, 26 maja 2008

Rozmyślania o aromacie karmelowo-waniliowym

Siedzę sobie z moimi myślami. Parzę im herbatę o aromacie karmelowo - waniliowym i wspólnie łapiemy się za głowę. Dziwny ten świat, dziwny... Ludzie udają, że od Boga pochodzą a przecież jak na dłoni widać (i nie mam na myśli lini papilarnych), że stąd pochodzą (co najwyżej z Marsa jakiegoś) i sami sobie to wszystko stwarzają. I dla własnego dobra, własnej ochrony i czymś co nazywamy równowagą psychiczną zaśmiecają życie innym. Hipokryzja aż piszczy, egoizm z butów wyłazi, dobre chęci szyderczo się śmieją. Ale nie ważne. Ludzie wiedzą najlepiej co dla drugich jest dobre. ŁEEE... normalnie łeee... Wstydźcie się!

wtorek, 13 maja 2008

Gombrowiczowski bełkot, czy co?

Niezrozumiałe oderwanie od życia . Perforacja się rwie. Przyczyny nie nazwane, nie przeżyte. Nic nie pasuje, nie leży, nie należy. Ja. Nie pasuje. Nie pojmuje. Nieporadność, bezradność. Nie zjadłam śniadania i z tym też mi źle. No to jem. Przełknąć nie mogę. Wszystko grzęźnie we mnie. Gnije. Fermentuje. Trawię własne życie. Zadumana, nadmuchana, z nadmiaru powietrza pękam. Strzępy na sprzętach.
A teraz trzeba to zebrać do kupy!
Bo jak czasem człowieka życie dopadnie to... Chwyci za gardło i sponiewiera. Pogryzną człowieka ludzkie słabości, uczynią z niego laleczkę voodo. Na ogół łatwiej się znosi te błahostki, śmiechy, chichy... A czasami ranią aż do kości, zadają rany kłute i cięte, wysysają krew. I zamyka się człowiek na świat, chroni w grzesznym ciele i grzeszy jeszcze bardziej swą niedoskonałością. W błędnym kole się kręci i rozmienia na drobne każdy gest, słowo, zdarzenie. Ginie pod stosem szczegółów, które tworzą koszmarną całość. Potworka z ludzkich intencji... bleeeeeeeeeee

środa, 7 maja 2008

Poranek

Niepokój, smutek, mieszanka smaków
Coś budzi się w podświadomości

Klękam na ołtarzu

i w świetle poranka
spijam łapczywie nektar miłosny

wtorek, 29 kwietnia 2008

Skraj

Słuchając odgłosów codzienności
Przysiadam na skraju wytrzymałości
Nie mogę unieść ciężaru nicości
która zaległa pośród moich kości

Choć mówią, że wszystko układa się pomyślnie
Ja wiem, że w moich rękach, życie to tylko domek z kart
który niszczę własnym oddechem

A wszechświat to labirynt
z którego wiecznie szukam wyjścia
wejścia do wnętrza ziemi

Tak było wczoraj...

poniedziałek, 28 kwietnia 2008

Kryj się!

Kryj się! Oto komenda jaką wydałam dziś sobie. Czasem muszę się schować by spojrzeć z dystansu na to czym wszechświat mnie zaskoczył. Wiem, że reklamacje nie są uwzględniane a człowiek przecież chce sobie jakoś poradzić. Dobrze jest więc mieć swój własny świat. A wszechświat niech się wali.

niedziela, 20 kwietnia 2008

Zakupy

I chorera, znowu wydaliśmy dużo kasy. Ostatnio poszerzam swoją garderobę o odzież sportową. W piątek wybieramy się na górskie szlaki. Mam już chyba wszystko co potrzeba. No może oprócz dobrej kondycji. A tu już zbyt późno na zmiany;)

sobota, 19 kwietnia 2008

Niby, że sobota

ale ciężki dzień. W ogóle ciężki tydzień. Jestem rozdrażniona bo... zmęczona i głodna. Łukasz walczy z naleśnikami;) Ja natomiast stoczyłam dziś bitwę. Miałam zajęcia z autoprezentacji. W ramach ćwiczeń nagrywano nas na kamerkę a potem oglądamy i ... komentarze. Ponoć mam nawet predyspozycje do publicznych wystąpień tylko muszę ćwiczyć, ćwiczyć i ćwiczyć. A ponieważ częściej przeważają u mnie tendencje dośrodkowe, jest to nie lada wyzwanie. Podejmę, nie podejmę? Oto jest pytanie.

piątek, 18 kwietnia 2008

Pora mroku...

... czyli taki sobie horror. Ponoć ukazały się już niezbyt pochlebne recenzje. Nie będę sie więc rozpisywać, co najwyżej złoże podpis pod jedną z takowych. W każdym razie jeśli ktoś zamierza zagospodarować część swojego wolnego czasu oglądając ten horror to może lepiej niech przeczyta trochę najnowszych newsów. Włos się na głowie jeży, dreszcze, gęsia skórka, adrenalina skacze. Hop!

czwartek, 17 kwietnia 2008

Hmm...

Wczoraj mnie tu nie było, ale generalnie nic złego się nie działo. Wróciły moje zdolności komunikacyjne i byłam w stanie przebywać pośród ludzi. Dziś ten stan trwa nadal. Wzmocnieniem dla dobrego nastroju było też wczorajsze karaoke. Jak sobie człowiek trochę pokrzyczy i się zmęczy to absurdalnie ma potem więcej energii. Choć nie ukrywam, że senność delikatnie głaszcze mnie po policzku. Ale mimo wszystko Dzień Dobry;)

wtorek, 15 kwietnia 2008

Uff...

Wygląda na to, że balon pękł. Wylałam sporo łez. Żałuje za me złości. Jeszcze nie do końca zorientowałam się w skali zniszczeń ale mam nadziej, że fundamenty całe. Powodu do dumy nie ma. Jest za to wciąż ten sam powód do niepokoju. Skąd to się bierze. To nadymanie, to zamykanie, gruzowanie wejścia do jaskini, jaką jest każdy z nas. No jak. no jak to tak.

N A R Z E K A C Z - czyli gdzie jest moje miejsce?

Dziś nie widzę się w innej roli, jak tylko rola narzekacza. Ponarzekać mogę sobie głównie na siebie bo w końcu to mój odbiór świata czyni go dla mnie tak nieprzyjaznym miejscem do życia. Z nadmiaru bodźców zafiksowałam się totalnie. Rozrzuciłam wszystkie puzzle i nawet płakać mi się nie chce, że tyle pracy poszło na marne. Przestałam być wsparciem, oparciem, podporą... dowcipy mi nie wychodzą. I tak tkwię sobie w tym codziennym bagnie. Słucham o lubych i ślubach. I wiem, że nie będę w zarze kupować dzieciom ubranek ani nie zapiszę ich do callana. Nie to nie dla mnie, nie dla mnie ta społeczność i przynależność.

Praca to nie to

Do pracy przyszła
mina obwisła
Zuzia ze szmacianym umysłem
złość skrapla się na jej szklanych oczach

Poranny tost

Na mieliźnie, w sobie utknęłam
Na tłuszczu z ud i pośladków
Przede mną góry niedosięgłej seksualności
Wyżyny moje społecznej kobiecości

poniedziałek, 14 kwietnia 2008

Cóż, humor dziś nie najlepszy. Wyżywam się wtedy nie co na otoczeniu, żeby nie powiedzieć sieję pewnego rodzaju spustoszenie. Podobnie jak wtedy, gdy człowiek robi porządki, najpierw trzeba wszystko rozgrzebać aby potem właściwe poukładać.

Pozdrawiam
Renata

Czy to naprawdę ja? A może Ja?

Oddzielona od świata mętną zasłoną myśli
Opadam dziś a dno swego emocjonalnego ekshibicjonizmu
Szykuję na siebie pułapki
Słów macki
Które zabiorą mnie tam gdzie świadomość nie sięga
I wystawią na pośmiewisko byle użytkownika