wtorek, 13 maja 2008

Gombrowiczowski bełkot, czy co?

Niezrozumiałe oderwanie od życia . Perforacja się rwie. Przyczyny nie nazwane, nie przeżyte. Nic nie pasuje, nie leży, nie należy. Ja. Nie pasuje. Nie pojmuje. Nieporadność, bezradność. Nie zjadłam śniadania i z tym też mi źle. No to jem. Przełknąć nie mogę. Wszystko grzęźnie we mnie. Gnije. Fermentuje. Trawię własne życie. Zadumana, nadmuchana, z nadmiaru powietrza pękam. Strzępy na sprzętach.
A teraz trzeba to zebrać do kupy!
Bo jak czasem człowieka życie dopadnie to... Chwyci za gardło i sponiewiera. Pogryzną człowieka ludzkie słabości, uczynią z niego laleczkę voodo. Na ogół łatwiej się znosi te błahostki, śmiechy, chichy... A czasami ranią aż do kości, zadają rany kłute i cięte, wysysają krew. I zamyka się człowiek na świat, chroni w grzesznym ciele i grzeszy jeszcze bardziej swą niedoskonałością. W błędnym kole się kręci i rozmienia na drobne każdy gest, słowo, zdarzenie. Ginie pod stosem szczegółów, które tworzą koszmarną całość. Potworka z ludzkich intencji... bleeeeeeeeeee

Brak komentarzy: